niedziela, 3 lutego 2013

Król Lew po Tigowemu, cz.3

  W końcu Taka przystanął. Obrzucił gniewnym wzrokiem rysującą się w oddali sylwetkę Lwiej Skały. Zaczął chodzić w tę i z powrotem, mrucząc bez przerwy pod nosem.
- Głupi ojciec, głupi Mufasa! Banda egoistów, hipokrytów! Jedyne co kochają to władza! NIENAWIDZĘ ICH! - wrzasnął w końcu i jednym zamachnięciem łapy ściął swymi ostrymi pazurami główkę chwastu.
- Wiadomo, że królowie dbają tylko o władzę. Dopiero teraz to zrozumiałeś? - powiedział spokojnie czyjś głos.
  Książę obejrzał się. Nawet nie zauważył, że na pobliskiej skale leży spokojnie Zira i obserwuje go bacznie, słysząc każde słowo.
- Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony.
- O to samo mogłabym zapytać ciebie, wasza wysokość. - powiedziała kpiąco.
- Nie nazywaj mnie tak! - wrzasnął i chodził znów w tę i z powrotem. - Ja nie jestem taki jak oni! Nie chcę być!
- Co nie oznacza, że nie należy ci się tron. - powiedziała Zira.
- Przed chwilą stwierdziłaś, że królowie dbają tylko o władzę.
- Większość tak. Ale są też tacy, którzy znają potrzeby swoich poddanych i znają życie. Są tacy, którzy od urodzenia żyją w cieniu swoich braci-królów, książąt. Dlatego należy im się władza. Bo zostali pokrzywdzeni.
   Taka był pod wrażeniem jej spokoju i tego, w jaki sposób myślała. Wiedziała, że te lwy, które mają do czynienia z najniższymi w hierarchii stada, byliby najlepszymi władcami. Poza tym, teraz - w zachodzącym słońcu, na tej skale - lwica wydała mu się jeszcze zgrabniejsza i jeszcze piękniejsza niż wcześniej. Jej czerwone oczy błyszczały jak rubiny, spoglądały na niego z taką obojętnością, jak gdyby był nic nie znaczącym lwem, a nawet powietrzem. Mówiła do niego, a jednocześnie nie używała imienia, które są osobistym znakiem każdego z nas.
- Co mi się tak przyglądasz? - spytała po chwili, a Taka został gwałtownie wyrwany z innego świata.
- Aaa... jaaa... Tak jakoś. - zmieszał się.
 Zira zaśmiała się. Jej śmiech wydał mu się anielski, tak oderwany od całej tej brudnej, szarej i brutalnej rzeczywistości. Zeszła ze skały i powoli ruszyła na Lwią Skałę. Nie wiedział, czy pójść za nią. Po chwili postanowił, że pójdzie, gdy zaczęła mówić.
- Widziałam, jak urządziłeś Mufasę. - zaczęła spokojnie. - No no, trzeba przyznać, że szczwany z ciebie lis. Ale totalnie nie znasz się na walce. Kombinujesz, czego on nie robi - myślisz, planujesz, przewidujesz jego ruchy. Problem w tym, że nie znasz technik, nie umiesz kontratakować jak należy. Następnym razem nie przyjdzie ci tak łatwo wygrać.
- Skąd wiesz, że nie? I jak mogłaś widzieć, jeśli cię przy tym nie było? - pytał zaskoczony Taka, idąc równo z nią.
- A jednak coś was łączy. - zaśmiała się. - Ani jeden, ani drugi nie jest zbyt spostrzegawczy. Ja natomiast jestem dość dobra w maskowaniu swojej obecności. Nie lubię tłumu. Lubię się chować, bo wtedy spokojnie mogę być sama.
- Dobra, a skąd możesz wiedzieć, że następnym razem nie wygram w ten sam sposób?
- Bo Muffy może nie jest strategiem ani zbyt przebiegłym lwem, ale też nie jest znowu taki głupi. Wie już, jak ty walczysz, więc nie będzie tym razem taki zaskoczony. Teraz wziąłeś go na strach i zdziwienie, bo oczekiwał, że uciekniesz z płaczem, kiedy będzie cię zaczepiał. Jednak wie już, że jesteś twardy i nie ruszają cię jego groźby. Wie, że jesteś odważny i zwinny, sprytny. Przewidzi cię.
- Ale ja nie umiem zrobić nic, żeby być bardziej nieprzewidywalnym.
- Błąd. - powiedziała krótko i umilkła. Taka stanął. Ona nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Szła równo, nie oglądając się za siebie.
- Czekaj, czekaj! - zawołał i podbiegł, po czym zagrodził jej drogę. Była nieco większa od niego, bo i starsza. - Co masz na myśli?
- Błędne myślenie. - ucięła i próbowała przejść.
 Taka znów stanął naprzeciw. Patrzył się w nią uparcie, próbując wydobyć jakąś informację. Wiedział, że nie da rady zrobić tego prosząc, bo jest bardzo stanowcza.
- Te, królewiczu, przesuń się lepiej, bo jeszcze zrobię ci krzywdę.
 Stał dalej. Zira odwróciła łeb. Wydawało mu się, że płacze, bo przymknęła oczy i jakby posmutniała. Nagle rzuciła się na niego i przewróciła. Stanęła nad nim i patrzyła się uparcie w jego oczy. Taka był tak zaskoczony i jednocześnie wręcz przestraszony spojrzeniem Ziry, że nie mógł nawet jęknąć.
- Jesteś dokładnie taki, jak wszyscy. Jeśli lwica zrobi maślane oczy albo uda, że płacze, natychmiast wasze serca kruszeją. Żal mi cię, kochany. Bo jesteś bardzo zdolny. Bo jesteś silny, ale jednak źle wychowywany. Ogłupiają cię i przesładzają, żebyś bez dyskusji wykonywał rozkazy króla. Będziesz marionetką, tak jak oni wszyscy. Twoje serce, dzisiaj jeszcze silne i wręcz ze stali, jutro będzie tak miękkie, że nie odmówisz niczego nawet mordercy. Wiesz, kto jest tym mordercą?
 Taka nie mógł wymówić słowa. W oczach Ziry zapłonął niewymierny gniew i żal, tęsknota. Zacisnęła zęby i mocniej przycisnęła go do ziemi.
- Twój ojciec. Twój prywatny morderca.
Oczy księcia rozszerzyły się do granic możliwości.
- Twój tatuś, król od siedmiu boleści. Morduje hieny, całe stada. Wyrusza o świcie i śledzi je, a potem bezszelestnie zachodzi bezbronne matki ze szczeniakami. Samce są na polowaniu. Masz, twojego honorowego tatusia! Jest tak miłosierny i dobry, że pozwala matkom dostąpić zaszczytu zginięcia z jego łap w pierwszej kolejności. Żebyś ty widział, z jaką on nienawiścią je wyżyna, jaką radość mu to sprawia. On jest psychiczny, jest wariatem! - Tace wydało się, że oczy lwicy napełniają się powoli łzami. - Tak samo było z nami. Wiesz, dlaczego nas przygarnął? Bo odłączyłyśmy się od stada, które trochę wcześniej wybił. Żal go ścisnął, kiedy zobaczył odrapane i wycieńczone trzy lwice - matkę, chudą i brudną, mnie, która ledwo trzymała się na nogach i moją nowo narodzoną siostrę, która właśnie umierała. Zobaczył w oczach mojej matki coś, co stracił wiele lat temu. Zobaczył spojrzenie swojej matki. Którą stracił przez obłęd ojca. Zobaczysz, książę, ciebie spotka to samo. Szamani przepowiadają, że klątwa nad Lwią Ziemią nadal się utrzymuje. Pociągnęła już za sobą wiele istnień i będzie to robić do czasu, aż wreszcie któryś król zaprowadzi pokój i odpokutuje za grzechy pozostałych. Ty też wszystko stracisz, Ahadi, Mufasa. I wasze dzieci, wnuki i prawnuki. Ten obłęd będzie trwał dopóty, dopóki któryś się nie stuknie w głowę i nie rozleje własnej krwi, zamiast cudzej, za grzechy poprzedników.
 Puściła go i odbiegła. Zanim Taka się pozbierał, znikła w trawach. Biegała bardzo szybko - książę nie łudził się nawet, że da radę ją dogonić. Był tak przerażony i zszokowany tym, co usłyszał, że nie potrafił określić gdzie jest, kim jest i po co tu jest. Stał tak w środku sawanny, którą powoli oblewała czarna poświata nocy.

Król Lew po Tigowemu, cz.2

   Wiele dni Taka spędził na zabawie z Sabby, Sarafiną, Shizasenem, Eriką, Naandą i Dalią. Zira jednak znikała niepostrzeżenie, gdy tylko przychodził rano do ich legowisk. Królowa Uru była bardzo szczęśliwa, że Taka znalazł sobie grupę przyjaciół; Mufasa zaś był wściekły. Dlaczego? Odpowiedź była oczywista - Mufasa większość dni spędzał na naukach, wracał późnym popołudniem. Ojciec powoli uczył go polować i walczyć, więc kiedy młody książę wracał na Lwią Skałę, był wycieńczony i nie miał ochoty na zabawy. Taka zaś mógł robić w dzień co mu się podobało - oczywiście, były pewne ograniczenia, choćby przez pierwsze kilkanaście dni nie mógł wychodzić poza Lwią Skałę sam. Kiedy trochę podrósł, Uru zezwoliła mu na to, żeby chodził po całym Królestwie, jednak nie podchodził zbyt blisko granic.

  Pewnego dnia Mufasa miał wolne, bo Ahadi z samego rana ruszył z lwami w sawannę - otrzymał bowiem od swych zwiadowców, gepardów, wiadomość o obecności hien na Lwiej Ziemi. Taka wstał jak zwykle i gdy rozejrzawszy się dookoła nie zobaczył żadnego z przyjaciół, ruszył pod akacje, gdzie często przesiadywały dziewczyny. Zamurowało go, gdy zobaczył Mufasę popisującego się przed Sarabi. Serce młodego, brązowego lwa było rozdarte między piękną, tajemniczą i niedostępną Zirę, a piękną, odważną, szczerą i otwartą Sarabi. Jedna była niezwykła i oryginalna, druga bardzo podobna do jego matki.
  Taka wściekł się i podszedł do bawiących się lwiątek.
- Cześć. - rzucił głośno, acz oschle.
- Cześć, braciszku - zachichotał Mufasa. - Chcesz pobawić się ze mną w pojedynek?
- Muffy, daj mu spokój... - powiedziała nagle Sarabi. - Wiesz przecież, że on nie ma szans. Jest słabszy od ciebie.
- Sabby wyluzuj! - zawołał młody następca tronu. - Przecież, chyba Taka nie stchórzy...
 Brat Muffy'ego poczuł się dotknięty jego zaczepką. Wiedział, że nie powinien reagować na jego durne popisy, ale był tak wściekły i zazdrosny, że złość wzięła w nim górę.
- Ah, tak?! - wrzasnął na cały głos i wystawił pazury. - Więc myślisz, gruba kulo żółtego futra, że jesteś lepszy od całego świata, bo będziesz kiedyś królem? - i ruszył powoli w stronę Mufasy.
 Muffy przestraszył się wzroku i sposobu mówienia Taki. Oczekiwał przestrachu i zakłopotania, spotkał się z furią. Po chwili jednak zorientował się, że wzrok wszystkich spoczywa na nim, jakby oczekiwali, że nie będzie się bał mniejszego od siebie. Wyciągnął pazury i usiłował zaryczeć, jednak wyszło mu żałosne miauknięcie.
- Jak mnie nazwałeś?! - warknął.
- Jesteś nic nie wartym, głupim, żałosnym, wyrośniętym skupiskiem żółtego futra. - powiedział wyraźnie i głośno Taka. W jego głosie nie było śladu strachu czy zwątpienia. To jeszcze bardziej przeraziło Mufasę, ale nie dał tego po sobie poznać.
- A ty? Ty jesteś moim cieniem. Nic w życiu nie osiągniesz, będziesz tylko moim sługą, nikim więcej! Ja przynajmniej jestem silny! Poradzę sobie z każdym, łachudro!
- Siła to nie wszystko. Trzeba mieć też orzeszek. - zakpił Taka.
 Muffy dostał szału. Widział ewidentny uśmiech na pyszczkach Eriki, Saffy i Dalii po ostatniej wypowiedzi brata. Rzucił się na niego. Przekoziołkowali, Mufasa nieudolnie usiłował trzepnąć Takę po głowie, jednak zanim zdążył się obejrzeć, ten zwinnie jak jaszczurka przebiegał pod nim albo przeskakiwał w bok i rzucał się na niego od tyłu. W pewnym momencie, gdy Muffy wstał na dwie łapy, żeby uderzyć leżącego na plecach Takę, ten dał mu kopniaka w brzuch i przewrócił. Stanął nad nim i szczerzył kły.
- I co teraz, panie mięśniak? - warknął, jednak na tyle głośno, że wszystkie lwice i Shizasen wybuchły śmiechem. Nieszczęśliwie dla Taki jednak ojciec właśnie wracał z patrolu. Zobaczył, jak słabszy z braci stoi nad bezbronnym już Mufasą i podbiegł rycząc potężnie. Każde zwierzę w Królestwie drżało na samo echo ryku króla zwierząt. Ahadi silnym, wielkim lwem z czarną jak noc i gęstą grzywą. Jego łapy były wielkości głowy Taki, który bądź co bądź, nie był już bardzo mały.
- Taka! - wrzasnął odpychając go od brata. Brązowy lew przekoziołkował i siadł pokracznie z tylnymi nogami wyciągniętymi do przodu. Lwiątka, obecne przy kłótni braci, przylgnęły nagle do skał, na których siedziały. Ahadi wzbudzał strach. - Co ci strzeliło do głowy?!
 Zanim Taka zdążył się połapać, co się stało i wytłumaczyć, a także zanim Sarafina przełamała strach by opowiedzieć całe zajście broniąc go, Mufasa krzyknął:
- To wszystko przez niego! Sprowokował mnie... Ojcze, wiem, że nie powinienem był się wściekać, a tym bardziej wszczynać bójki... Ale Taka mnie sprowokował, wyzywał... Pobiliśmy się...
 Ahadi, faworyzując Mufasę, nie musiał już słyszeć słowa więcej. Stanął nad Taką mierząc go wściekłym wzrokiem. Mały książę znał ten wzrok - to nienawistne, karcące spojrzenie, jakby król chciał przez to powiedzieć, że wolałby, gdyby Taka nigdy się nie urodził.
- Wyzywałeś go? - warknął wściekle.
Taka nie miał w zwyczaju kłamać.
- Tak, ojcze...
- Prowokowałeś go?
- Tak, ojcze...
- Masz szlaban na jakiekolwiek wypady i zabawy na najbliższe dwa tygodnie. Masz cały czas spędzać przy matce. Może to cię czegoś nauczy... - powiedział gniewnie i spojrzał na Uru, która nie wiedzieć skąd, nagle znalazła się przy nich.
- Ahadi, miej litość... To tylko dziecko, to normalne, że bracia czasem się kłócą...
- Dość. - powiedział dosadnie król. - Taka, masz przeprosić Mufasę.
 Mufasa nie krył radości zaistniałą sytuacją. Brat patrzył na niego teraz tak zdziwionym wzrokiem... Nie wierzył, że Muffy cieszy się z jego kary i porażki. Wiedział już, że Mufasa nienawidzi go chyba jeszcze bardziej niż ojciec.
- Ani mi się śni. - warknął i odbiegł do groty. Nie zwracał uwagi na krzyki rodziców. Gdy zniknął im z pola widzenia, odbił w stronę sawanny.

sobota, 2 lutego 2013

Król Lew po Tigowemu, cz.1

   Królowi Ahadiemu rodzą się dwaj synowie - silniejszy, rozważniejszy i przystojniejszy Mufasa, oraz niepozorny, słaby i nieśmiały Taka. Mufasa niezmiernie przypomina ojca, natomiast Taka swoją matkę. Choć Uru wytypowała Takę na króla, następcą tronu zostaje Muffy. Ahadi nie popełnia już błędu poprzedników - obaj synowie mogą spędzać wolny czas w towarzystwie lwów ze stada; wolny, gdyż Muffy część czasu spędzał na naukach ojca dotyczących królestwa.

 W stadzie było jeszcze kilka młodych - Sarafina i Dalia, córki Megi i Sophie; Sarabi, Naanda i Shizasen - dzieci Warena i Osari (z tym, że Shizasen był przygarnięty); oraz Zira i Erika, córki samotnicy Hawy. Ojciec dwóch ostatnich nie był znany, a los Hawy przed dołączeniem do stada Lwiej Ziemi również owiany mgłą tajemnicy. Plotkarskie lwice doszukiwały się w nienawistnej i samotniczej Zirze krwi Tandego. Erika była młodsza od Ziry i wychowała się już w towarzystwie Sarabi i Sarafiny, więc była bardziej towarzyska od siostry i matki. Hawa całe dnie spędzała na zwiadach albo samotnych polowaniach.

    Pewnego poranka Taka obudził się w grocie sam. Matka była na polowaniu z lwicami, zaś Mufasa i Ahadi wyszli na poranny spacer... Tak, od tej pory jego brat miał wcześnie rano wychodzić z ojcem na "lekcje". Mały książę był zazdrosny i wściekły, że ojciec nie poświęca mu tyle uwagi. Szaman Aramis nie pochwalał takiego zachowania króla - bo co z tego, że dawał synom wiele swobód, jeśli faworyzował jednego z nich powodując, że serce drugiego napełniało się złem, nienawiścią i rządzą władzy? Mały Taka nie pragnął jeszcze być królem - jego największym marzeniem było, żeby ojciec go pokochał, bo czuł ewidentny dystans Ahadiego.
  Książę przeciągnął się i grymas na twarzy szybko ustąpił uśmiechowi i ciekawskiemu spojrzeniu sprytnego malca, kiedy ujrzał piękny dzień i równie piękne Sarabi i Sarafinę, które chichotały pod drzewem i żywo dyskutowały z przyjaciółmi i rodzeństwem. Taka ruszył w stronę grupki lwiątek.
  Pod akacją leżały Zira, Erika, Sarabi, Naanda, Sarafina i Dalia, a także przyjaciółka królowej Uru - Osari. Ta ostatnia powitała księcia radosnym okrzykiem:
- Dzień dobry, Taka!
 Wtem wszystkie lwice umilkły przyglądając się bacznie księciu. No, może z wyjątkiem Ziry, która obrzuciwszy go lekceważącym spojrzeniem, zamknęła oczy i znów zdawała się być niedostępna i ponad resztą.
- Witaj, wasza wysokość... - powiedziała cicho Sarabi. Wszystkiee lwice, z wyjątkiem wyżej wymienionej Ziry, złożyły

wręcz ukłon schylając głowy. Sarafinie oczy płonęły, bo bardzo spodobał jej się ten szczupły brązowy przybysz, z żywymi zielonymi oczami i sprytnym spojrzeniem.
- Ale... Ja nie jestem królem... - zaczął się jąkać Taka. Nie oczekiwał nigdy, że ktoś będzie do niego tak mówił i uważał to wręcz za przesadę.
- Ale jesteś księciem! - powiedziała głośno Dalia.
Osari, widząc zakłopotaną minę Taki, postanowiła mu ulżyć.
- Dziewczyny, nie musicie tak się do niego zwracać. Prawda, książę?
- T-t-tak... Wystarczy Taka. - wydukał lew.
 Zira otworzyła jedno oko i znów patrzyła się na niego, jednak inaczej niż wcześniej. Była wyraźnie zaintrygowana jego zachowaniem. Jego skromnością. Gdy Taka podniósł na nią wzrok i ich spojrzenia spotkały się, szybko zamknęła oko i leżała nadal tak samo, w bezruchu i spokoju.
- To może... - zaczęła nieśmiało Sarafina, widząc zainteresowanie Taki osobą Ziry - Może się przedstawimy... Jaa... Jestem Sarafina.. Możesz mi mówić Saffy.
- Miło mi. - powiedział spoglądając na nią i uśmiechając się swoim uroczym, chłopięcym, szerokim uśmiechem. Sarafina była tak tym spojrzeniem onieśmielona, że spuściła wzrok głupawo się uśmiechając i mrugając oczami.
- Ja jestem Sabby... Znaczy, Sarabi, przyjaciółka Sarafiny, a to moja mama, Osari. - powiedziała żwawo i odważnie Sarabi, po czym wskazała matkę.
- Ja jestem Dalia, siostra Saffy.
- Ja jestem Naanda, siostra Sarabi... o! - krzyknęła lwica, widząc nadchodzącego lwa. - A to Shizasen, nasz brat. Jest trochę starszy od nas.
   Shizasen podszedł i uśmiechnął się do Taki.
- Cześć! - powiedział radośnie.
- Ja nazywam się Erika... - tu lwica przerwała i spojrzała się na siostrę, jednak ta ani drgnęła i nie sprawiała pozoru, jakoby chciała się przedstawiać. Zrobiła to więc za nią. - A to jest... Zira, moja siostra. - i wskazała leżącą na gałęzi akacji szczupłą, nieco starszą, nawet od Shizasena, lwicę.
  Taka patrzył w nią jak w obraz. Była taka piękna... Choć zupełnie w inny sposób niż Sarabi czy Sarafina. Była taka tajemnicza... Imponowała Tace swoim spokojem i lekceważeniem. "Ona to ma dobrze!" pomyślał. "
Olewa wszystko dookoła, jest wolna, nie uznaje żadnych zasad. Gdybym tylko mógł tak żyć..." Wtem z przemyśleń wyrwał go radosny krzyk Muffy'ego.
- Taka, bracie! - zawołał biegnąc w ich stronę.
 Taka cieszył się, że widzi brata. Przeszło mu, kiedy wszystkie lwice z wyjątkiem Ziry, zaczęły oblewać Mufasę komplementami. Nie miał się co oszukiwać - był tym gorszym, który był skazany na życie w cieniu swego brata. Zaczynał powoli czuć do niego odrazę. Nie wiedział jeszcze, co to - dopiero później miał przekonać się, że to była nienawiść.
---
Standardowo, ciąg dalszy nastąpi. :)
Jak widać już teraz, duża część historii dwóch synów Ahadiego będzie pisana jakby oczami Taki. Zawsze wierzyłam, że Skaza nie był zły od urodzenia - choć w jego żyłach płynęła krew lwów ze Złej Ziemi. Myślę, że to była wina faworyzacji Mufasy przez ojca, choć rozsądniejszego, to wcale nie mądrzejszego. Może nie był tak gwałtowny i pochopny jak Taka, ale myślę, że był od urodzenia znacznie większym egoistą i wykorzystywał swoją wyższą pozycję, żeby utrudniać bratu życie. Myślę, że stąd wzięła się późniejsza nienawiść i serce Skazy zmieniło się w głaz. Dostęp do tego serca miała tylko jego ukochana. Wydaje mi się, że stało się tak z obsesji, która ogarnęła Takę. Bał się, że każdy nienawidzi go i czyha na jego życie tak jak Mufasa czekał, aż wreszcie umrze. Wydaje mi się, że na początku nie był zły, że to właśnie ten wielki, wspaniały król miał ciemną stronę od samego początku i tylko ją sprytnie maskował.
Tak więc, na razie to wszystko. :)

~Tiga

Król Lew po Tigowemu...

... czyli od tego posta, który będzie na razie streszczeniem, zacznę opisywać moją wizję Króla Lwa. :) Niektóre postacie są zaczerpnięte z opowieści Disneya, ale spora część to moje, własne postacie.
---

   Dawno temu, tak dawno, że najstarsze zwierzęta tego nie pamiętają - na Słoneczną Ziemię przybyły 3 lwice, a niedługo później 3 lwy. Od tamtej pory zaczęły nazywać tą krainę Lwią Ziemią.

   Najstarsza z lwic, Aqua, postanowiła założyć stado, którego została przywódczynią. Wtedy w skład stada wchodziła jedynie ona i jej przyjaciółki - Earth i Vibley. Aqua była najstarszą, najsilniej zbudowaną, najmędrszą i najrozważniejszą z lwic. Była piękna, jednak nie najpiękniejsza. Earth, jeśli idzie o siłę i piękno - nie przodowała. Była jednak niezwykle wrażliwa na piękno natury, potrafiła rozmawiać z innymi zwięrzętami niezależnie od gatunku. Była świetnym dyplomatą i potrafiła rozwiązać każdy konflikt. Vibley zaś - najmłodsza, czarna lwica - nie była zbyt silna, za to szczupła i najpiękniejsza z nich wszystkich. Miała czerwone, pełne gniewu oczy. Była przebiegła, chytra, bezlitosna, w walce uznawała zasadę "Wszystkie chwyty dozwolone". Choć nie była silna, każdą walkę wygrywała dzięki swojej przebiegłości i mistrzostwie strategii.
    Często wybuchały konflikty między Aquą a Vibley. Ta druga była zazdrosna i rządna władzy. Aqua zaś była niesamowicie uparta i nie chciała iść na żadne kompromisy. Niedługo później do stada przyłączyli się bracia Whiter i Dawn, a także ich towarzysz, Black. Whiter był dokładnym odpowiednikiem Aquy, Dawn odpowiednikiem Earth, zaś Black był równie zły i bezlitosny jak Vibley. Po jakimś czasie pojawiły się kolejne lwy, a Aqua i Whiter, Earth i Dawn oraz Vibley i Black zostali parami. Whiter ogłosił się królem, a stado stało się rządzącym w krainie. Wszystkie zwierzęta były uległe Whiterowi i szanowały go za jego rozwagę, a jednocześnie drżały ze strachu przed potężnym białym lwem. Black, nie mogąc znieść faktu, że nie jest królem, próbował zdobyć władzę siłą, przez pojedynek z Whiterem. Przegrał jednak i oboje z Vibley, oraz z ich nowo narodzoną trójką dzieci, zostali wygnani za granicę królestwa, na spalone i wyniszczone tereny, zwane odtąd Złą Ziemią.
   Na tej ziemi doszło, między Blackiem a Vibley, do walki. Lwica oskarżyła partnera o to, że jest winien tego, jak skończyli. Jako strateg chciała intrygą doprowadzić się do władzy - Black natomiast pazurami i kłami. Black w walce ginie, a Vibley ogłasza się wygnaną królową Złej Ziemi. Jej córka, Zauditu, najstarsza - zostaje wytypowana do objęcia władzy na Złej Ziemi, a później w Królestwie. Zauditu miała też dwóch młodszych braci - Zacky'ego (był nieco niezdarny i miał od urodzenia bardzo zły wzrok) i Tande'go. Księżniczka Złej Ziemi nie była jednak równie zła jak jej matka i jak tylko nadarzała się okazja, ruszała na granicę swego kraju z Lwią Ziemią, marząc, żeby kiedyś zamieszkać po drugiej stronie granicy, opowiedzieć się po stronie dobra.
    Aqua urodziła Whiterowi dwoje dzieci - starszą Dianę i młodszego Mohatu. Diana, mimo, że była starsza wiekiem, nie została wybrana na następce na rzecz męskiego potomka króla. Earth martwiła się, jak bardzo ojciec izoluje młodego księcia od innych - wróżyła Mohatu, że będzie zły, tak jak Black. Później okazało się, że poniekąd miała rację...

   Mohatu, będąc nieposłusznym dzieckiem, ale przede wszystkim - samotnym, wybrał się kiedyś, mimo zakazów ojca - na granicę. Tam spotkał małą Zauditu, którą na początku potraktował jak wroga i nieźle wystraszył. Okazało się jednak, że wcale nie jest bojowo nastawiona. Jak tylko mógł, uciekał na granicę by bawić się z nową przyjaciółką. Z czasem Zauditu i Mohatu zakochali się w sobie. Gdy byli prawie dorośli, Whiter odkrył tajemnicę syna i przegnał jego ukochaną mimo jej zapewnień, iż chce przejść do jego stada. Nie ufał Zauditu myśląc, że jest to podstęp, który ma prowadzić do objęcia władzy przez córkę Vibley. W końcu dochodzi do starcia między dwoma stadami, kiedy Zauditu ucieka w nocy na Lwią Skałę i zarzeka się, że nie wróci już do domu. Vibley myśli, że została porwana przez Whitera, który chce pozbawić Złą Ziemię przyszłej królowej. W bitwie ginie Whiter i Vibley, co Earth bierze za znak, mówiący o tym, że po każdej stronie leżała wina. Mohatu obejmuje władzę a Zauditu zostaje królową. Diana wiąże się z bratem królowej, Zacky'm, natomiast Tande wraca na Złą Ziemię obiecując zemstę za śmierć matki i zdradę rodzeństwa.
  Królowa Lwiej Ziemi rodzi Mohatu dwa martwe lwiątka, które są złym znakiem. Zaraz po tym umierają Earth i Aqua. Nad Lwią Ziemią wisi fatum, za które Mohatu oskarża Zauditu. Gdy wreszcie rodzi się jedyny syn króla, Ahadi, jego ojciec zaczyna traktować go tak, jak Whiter jego - izoluje go od reszty, nie pozwala mu bawić się z innymi lwiątkami, a za skrzywdzenie księcia nakłada karę wiecznego wygnania. Zauditu się to nie podoba i próbuje wyperswadować Mohatu, by nie był jak ojciec. Ten w gniewie uderza Zauditu, a ona uderza głową w skałę i umiera na oczach ukrytego w wyłomie jaskinii Ahadiego. Od tamtej pory w umyśle Ahadiego rodzi się nienawiść do ojca. Pewnego dnia na Lwią Skałę przybiega nastoletnia Uru, córka Tandego, dziedziczka Złej Ziemi. Jest wycieńczona, wygłodniała i odwodniona. Ahadi wymusza na Mohatu, aby pozwolił jej zostać, bo młody książę zakochał się w pięknej lwicy. Nikomu jednak tego nie zdradził, a Uru wyjaśnia po odzyskaniu sił, iż ojciec głodził ją, bo nie chciała zgodzić się na intrygę, jaką uknuł - miała uwieść księcia Lwiej Ziemi i objąć tron. Mohatu wierzy jej, gdyż przypomina mu się sytuacja z Zauditu. Ahadi, gdy staje się dorosły, każe wygnać swego ojca, oskarżając go o śmierć matki - król bowiem powiedział poddanym, iż był to wypadek. Ahadi wyjawia całą prawdę o śmierci królowej. Mohatu zostaje wygnany, a jego syn obejmuje tron razem z Uru...

---
C.D.N. :)

~Tiga