niedziela, 3 lutego 2013

Król Lew po Tigowemu, cz.2

   Wiele dni Taka spędził na zabawie z Sabby, Sarafiną, Shizasenem, Eriką, Naandą i Dalią. Zira jednak znikała niepostrzeżenie, gdy tylko przychodził rano do ich legowisk. Królowa Uru była bardzo szczęśliwa, że Taka znalazł sobie grupę przyjaciół; Mufasa zaś był wściekły. Dlaczego? Odpowiedź była oczywista - Mufasa większość dni spędzał na naukach, wracał późnym popołudniem. Ojciec powoli uczył go polować i walczyć, więc kiedy młody książę wracał na Lwią Skałę, był wycieńczony i nie miał ochoty na zabawy. Taka zaś mógł robić w dzień co mu się podobało - oczywiście, były pewne ograniczenia, choćby przez pierwsze kilkanaście dni nie mógł wychodzić poza Lwią Skałę sam. Kiedy trochę podrósł, Uru zezwoliła mu na to, żeby chodził po całym Królestwie, jednak nie podchodził zbyt blisko granic.

  Pewnego dnia Mufasa miał wolne, bo Ahadi z samego rana ruszył z lwami w sawannę - otrzymał bowiem od swych zwiadowców, gepardów, wiadomość o obecności hien na Lwiej Ziemi. Taka wstał jak zwykle i gdy rozejrzawszy się dookoła nie zobaczył żadnego z przyjaciół, ruszył pod akacje, gdzie często przesiadywały dziewczyny. Zamurowało go, gdy zobaczył Mufasę popisującego się przed Sarabi. Serce młodego, brązowego lwa było rozdarte między piękną, tajemniczą i niedostępną Zirę, a piękną, odważną, szczerą i otwartą Sarabi. Jedna była niezwykła i oryginalna, druga bardzo podobna do jego matki.
  Taka wściekł się i podszedł do bawiących się lwiątek.
- Cześć. - rzucił głośno, acz oschle.
- Cześć, braciszku - zachichotał Mufasa. - Chcesz pobawić się ze mną w pojedynek?
- Muffy, daj mu spokój... - powiedziała nagle Sarabi. - Wiesz przecież, że on nie ma szans. Jest słabszy od ciebie.
- Sabby wyluzuj! - zawołał młody następca tronu. - Przecież, chyba Taka nie stchórzy...
 Brat Muffy'ego poczuł się dotknięty jego zaczepką. Wiedział, że nie powinien reagować na jego durne popisy, ale był tak wściekły i zazdrosny, że złość wzięła w nim górę.
- Ah, tak?! - wrzasnął na cały głos i wystawił pazury. - Więc myślisz, gruba kulo żółtego futra, że jesteś lepszy od całego świata, bo będziesz kiedyś królem? - i ruszył powoli w stronę Mufasy.
 Muffy przestraszył się wzroku i sposobu mówienia Taki. Oczekiwał przestrachu i zakłopotania, spotkał się z furią. Po chwili jednak zorientował się, że wzrok wszystkich spoczywa na nim, jakby oczekiwali, że nie będzie się bał mniejszego od siebie. Wyciągnął pazury i usiłował zaryczeć, jednak wyszło mu żałosne miauknięcie.
- Jak mnie nazwałeś?! - warknął.
- Jesteś nic nie wartym, głupim, żałosnym, wyrośniętym skupiskiem żółtego futra. - powiedział wyraźnie i głośno Taka. W jego głosie nie było śladu strachu czy zwątpienia. To jeszcze bardziej przeraziło Mufasę, ale nie dał tego po sobie poznać.
- A ty? Ty jesteś moim cieniem. Nic w życiu nie osiągniesz, będziesz tylko moim sługą, nikim więcej! Ja przynajmniej jestem silny! Poradzę sobie z każdym, łachudro!
- Siła to nie wszystko. Trzeba mieć też orzeszek. - zakpił Taka.
 Muffy dostał szału. Widział ewidentny uśmiech na pyszczkach Eriki, Saffy i Dalii po ostatniej wypowiedzi brata. Rzucił się na niego. Przekoziołkowali, Mufasa nieudolnie usiłował trzepnąć Takę po głowie, jednak zanim zdążył się obejrzeć, ten zwinnie jak jaszczurka przebiegał pod nim albo przeskakiwał w bok i rzucał się na niego od tyłu. W pewnym momencie, gdy Muffy wstał na dwie łapy, żeby uderzyć leżącego na plecach Takę, ten dał mu kopniaka w brzuch i przewrócił. Stanął nad nim i szczerzył kły.
- I co teraz, panie mięśniak? - warknął, jednak na tyle głośno, że wszystkie lwice i Shizasen wybuchły śmiechem. Nieszczęśliwie dla Taki jednak ojciec właśnie wracał z patrolu. Zobaczył, jak słabszy z braci stoi nad bezbronnym już Mufasą i podbiegł rycząc potężnie. Każde zwierzę w Królestwie drżało na samo echo ryku króla zwierząt. Ahadi silnym, wielkim lwem z czarną jak noc i gęstą grzywą. Jego łapy były wielkości głowy Taki, który bądź co bądź, nie był już bardzo mały.
- Taka! - wrzasnął odpychając go od brata. Brązowy lew przekoziołkował i siadł pokracznie z tylnymi nogami wyciągniętymi do przodu. Lwiątka, obecne przy kłótni braci, przylgnęły nagle do skał, na których siedziały. Ahadi wzbudzał strach. - Co ci strzeliło do głowy?!
 Zanim Taka zdążył się połapać, co się stało i wytłumaczyć, a także zanim Sarafina przełamała strach by opowiedzieć całe zajście broniąc go, Mufasa krzyknął:
- To wszystko przez niego! Sprowokował mnie... Ojcze, wiem, że nie powinienem był się wściekać, a tym bardziej wszczynać bójki... Ale Taka mnie sprowokował, wyzywał... Pobiliśmy się...
 Ahadi, faworyzując Mufasę, nie musiał już słyszeć słowa więcej. Stanął nad Taką mierząc go wściekłym wzrokiem. Mały książę znał ten wzrok - to nienawistne, karcące spojrzenie, jakby król chciał przez to powiedzieć, że wolałby, gdyby Taka nigdy się nie urodził.
- Wyzywałeś go? - warknął wściekle.
Taka nie miał w zwyczaju kłamać.
- Tak, ojcze...
- Prowokowałeś go?
- Tak, ojcze...
- Masz szlaban na jakiekolwiek wypady i zabawy na najbliższe dwa tygodnie. Masz cały czas spędzać przy matce. Może to cię czegoś nauczy... - powiedział gniewnie i spojrzał na Uru, która nie wiedzieć skąd, nagle znalazła się przy nich.
- Ahadi, miej litość... To tylko dziecko, to normalne, że bracia czasem się kłócą...
- Dość. - powiedział dosadnie król. - Taka, masz przeprosić Mufasę.
 Mufasa nie krył radości zaistniałą sytuacją. Brat patrzył na niego teraz tak zdziwionym wzrokiem... Nie wierzył, że Muffy cieszy się z jego kary i porażki. Wiedział już, że Mufasa nienawidzi go chyba jeszcze bardziej niż ojciec.
- Ani mi się śni. - warknął i odbiegł do groty. Nie zwracał uwagi na krzyki rodziców. Gdy zniknął im z pola widzenia, odbił w stronę sawanny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz