niedziela, 3 lutego 2013

Król Lew po Tigowemu, cz.3

  W końcu Taka przystanął. Obrzucił gniewnym wzrokiem rysującą się w oddali sylwetkę Lwiej Skały. Zaczął chodzić w tę i z powrotem, mrucząc bez przerwy pod nosem.
- Głupi ojciec, głupi Mufasa! Banda egoistów, hipokrytów! Jedyne co kochają to władza! NIENAWIDZĘ ICH! - wrzasnął w końcu i jednym zamachnięciem łapy ściął swymi ostrymi pazurami główkę chwastu.
- Wiadomo, że królowie dbają tylko o władzę. Dopiero teraz to zrozumiałeś? - powiedział spokojnie czyjś głos.
  Książę obejrzał się. Nawet nie zauważył, że na pobliskiej skale leży spokojnie Zira i obserwuje go bacznie, słysząc każde słowo.
- Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony.
- O to samo mogłabym zapytać ciebie, wasza wysokość. - powiedziała kpiąco.
- Nie nazywaj mnie tak! - wrzasnął i chodził znów w tę i z powrotem. - Ja nie jestem taki jak oni! Nie chcę być!
- Co nie oznacza, że nie należy ci się tron. - powiedziała Zira.
- Przed chwilą stwierdziłaś, że królowie dbają tylko o władzę.
- Większość tak. Ale są też tacy, którzy znają potrzeby swoich poddanych i znają życie. Są tacy, którzy od urodzenia żyją w cieniu swoich braci-królów, książąt. Dlatego należy im się władza. Bo zostali pokrzywdzeni.
   Taka był pod wrażeniem jej spokoju i tego, w jaki sposób myślała. Wiedziała, że te lwy, które mają do czynienia z najniższymi w hierarchii stada, byliby najlepszymi władcami. Poza tym, teraz - w zachodzącym słońcu, na tej skale - lwica wydała mu się jeszcze zgrabniejsza i jeszcze piękniejsza niż wcześniej. Jej czerwone oczy błyszczały jak rubiny, spoglądały na niego z taką obojętnością, jak gdyby był nic nie znaczącym lwem, a nawet powietrzem. Mówiła do niego, a jednocześnie nie używała imienia, które są osobistym znakiem każdego z nas.
- Co mi się tak przyglądasz? - spytała po chwili, a Taka został gwałtownie wyrwany z innego świata.
- Aaa... jaaa... Tak jakoś. - zmieszał się.
 Zira zaśmiała się. Jej śmiech wydał mu się anielski, tak oderwany od całej tej brudnej, szarej i brutalnej rzeczywistości. Zeszła ze skały i powoli ruszyła na Lwią Skałę. Nie wiedział, czy pójść za nią. Po chwili postanowił, że pójdzie, gdy zaczęła mówić.
- Widziałam, jak urządziłeś Mufasę. - zaczęła spokojnie. - No no, trzeba przyznać, że szczwany z ciebie lis. Ale totalnie nie znasz się na walce. Kombinujesz, czego on nie robi - myślisz, planujesz, przewidujesz jego ruchy. Problem w tym, że nie znasz technik, nie umiesz kontratakować jak należy. Następnym razem nie przyjdzie ci tak łatwo wygrać.
- Skąd wiesz, że nie? I jak mogłaś widzieć, jeśli cię przy tym nie było? - pytał zaskoczony Taka, idąc równo z nią.
- A jednak coś was łączy. - zaśmiała się. - Ani jeden, ani drugi nie jest zbyt spostrzegawczy. Ja natomiast jestem dość dobra w maskowaniu swojej obecności. Nie lubię tłumu. Lubię się chować, bo wtedy spokojnie mogę być sama.
- Dobra, a skąd możesz wiedzieć, że następnym razem nie wygram w ten sam sposób?
- Bo Muffy może nie jest strategiem ani zbyt przebiegłym lwem, ale też nie jest znowu taki głupi. Wie już, jak ty walczysz, więc nie będzie tym razem taki zaskoczony. Teraz wziąłeś go na strach i zdziwienie, bo oczekiwał, że uciekniesz z płaczem, kiedy będzie cię zaczepiał. Jednak wie już, że jesteś twardy i nie ruszają cię jego groźby. Wie, że jesteś odważny i zwinny, sprytny. Przewidzi cię.
- Ale ja nie umiem zrobić nic, żeby być bardziej nieprzewidywalnym.
- Błąd. - powiedziała krótko i umilkła. Taka stanął. Ona nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Szła równo, nie oglądając się za siebie.
- Czekaj, czekaj! - zawołał i podbiegł, po czym zagrodził jej drogę. Była nieco większa od niego, bo i starsza. - Co masz na myśli?
- Błędne myślenie. - ucięła i próbowała przejść.
 Taka znów stanął naprzeciw. Patrzył się w nią uparcie, próbując wydobyć jakąś informację. Wiedział, że nie da rady zrobić tego prosząc, bo jest bardzo stanowcza.
- Te, królewiczu, przesuń się lepiej, bo jeszcze zrobię ci krzywdę.
 Stał dalej. Zira odwróciła łeb. Wydawało mu się, że płacze, bo przymknęła oczy i jakby posmutniała. Nagle rzuciła się na niego i przewróciła. Stanęła nad nim i patrzyła się uparcie w jego oczy. Taka był tak zaskoczony i jednocześnie wręcz przestraszony spojrzeniem Ziry, że nie mógł nawet jęknąć.
- Jesteś dokładnie taki, jak wszyscy. Jeśli lwica zrobi maślane oczy albo uda, że płacze, natychmiast wasze serca kruszeją. Żal mi cię, kochany. Bo jesteś bardzo zdolny. Bo jesteś silny, ale jednak źle wychowywany. Ogłupiają cię i przesładzają, żebyś bez dyskusji wykonywał rozkazy króla. Będziesz marionetką, tak jak oni wszyscy. Twoje serce, dzisiaj jeszcze silne i wręcz ze stali, jutro będzie tak miękkie, że nie odmówisz niczego nawet mordercy. Wiesz, kto jest tym mordercą?
 Taka nie mógł wymówić słowa. W oczach Ziry zapłonął niewymierny gniew i żal, tęsknota. Zacisnęła zęby i mocniej przycisnęła go do ziemi.
- Twój ojciec. Twój prywatny morderca.
Oczy księcia rozszerzyły się do granic możliwości.
- Twój tatuś, król od siedmiu boleści. Morduje hieny, całe stada. Wyrusza o świcie i śledzi je, a potem bezszelestnie zachodzi bezbronne matki ze szczeniakami. Samce są na polowaniu. Masz, twojego honorowego tatusia! Jest tak miłosierny i dobry, że pozwala matkom dostąpić zaszczytu zginięcia z jego łap w pierwszej kolejności. Żebyś ty widział, z jaką on nienawiścią je wyżyna, jaką radość mu to sprawia. On jest psychiczny, jest wariatem! - Tace wydało się, że oczy lwicy napełniają się powoli łzami. - Tak samo było z nami. Wiesz, dlaczego nas przygarnął? Bo odłączyłyśmy się od stada, które trochę wcześniej wybił. Żal go ścisnął, kiedy zobaczył odrapane i wycieńczone trzy lwice - matkę, chudą i brudną, mnie, która ledwo trzymała się na nogach i moją nowo narodzoną siostrę, która właśnie umierała. Zobaczył w oczach mojej matki coś, co stracił wiele lat temu. Zobaczył spojrzenie swojej matki. Którą stracił przez obłęd ojca. Zobaczysz, książę, ciebie spotka to samo. Szamani przepowiadają, że klątwa nad Lwią Ziemią nadal się utrzymuje. Pociągnęła już za sobą wiele istnień i będzie to robić do czasu, aż wreszcie któryś król zaprowadzi pokój i odpokutuje za grzechy pozostałych. Ty też wszystko stracisz, Ahadi, Mufasa. I wasze dzieci, wnuki i prawnuki. Ten obłęd będzie trwał dopóty, dopóki któryś się nie stuknie w głowę i nie rozleje własnej krwi, zamiast cudzej, za grzechy poprzedników.
 Puściła go i odbiegła. Zanim Taka się pozbierał, znikła w trawach. Biegała bardzo szybko - książę nie łudził się nawet, że da radę ją dogonić. Był tak przerażony i zszokowany tym, co usłyszał, że nie potrafił określić gdzie jest, kim jest i po co tu jest. Stał tak w środku sawanny, którą powoli oblewała czarna poświata nocy.

4 komentarze:

  1. Zapraszam do stada http://lwiestadonalwiejziemi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo! inaczej tego nie da się określić! To, co Zira powiedziała Tace było naprawdę piękne (wiem, może to brzmi banalnie, ale urzekła mnie jej "przemowa").
    Rozdział świetny, czekam z niecierpliwością na dalszy przebieg historii:)
    A jeśli chcesz, to zajrzyj do mnie - zyciemilele.blogspot.com
    Pozdrawiam
    Nyota:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo interesujące i umiejętnie splecione. A według mnie najlepsza była (jak zauważyła Nyota) przemowa Ziry. Czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny post i świetny blog, rzeczywiście mnie także urzekła wypowiedź Ziry, czekam z nicierpliwością na kolejny rozdział i zapraszma do mnie na blogi :)

    OdpowiedzUsuń